Empereur Empereur
2280
BLOG

Andrzej Pierwszy Łaskawy - o absurdzie ułaskawienia Kamińskiego

Empereur Empereur Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 224

Jednym z pierwszych aktów Prezydenta Andrzeja Dudy po objęciu urzędu było ułaskawienie Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA z nadania PiS. Było to zdarzenie zupełnie bez precedensu. Kamiński bowiem w świetle prawa w momencie ułaskawienia nie był jeszcze osobą skazaną, wydany wobec niego wyrok był nieprawomocny, a na rozpoznanie czekała wniesiona przez Kamińskiego apelacja. Jego sprawa była więc w toku, a Kamiński jak każdy oskarżony, nieskazany prawomocnym wyrokiem, był objęty domniemaniem niewinności, czyli mówiąc wprost, był osobą niewinną. Prezydent ułaskawił więc osobę niewinną, nieskazaną i niekaraną. 


W następstwie nowatorskiego dokonania Prezydenta Dudy, sąd rozpoznający apelację od wyroku w sprawie Kamińskiego umorzył postępowanie. Kasację od orzeczenia wnieśli jednak pokrzywdzeni, działający jako oskarżyciele posiłkowi. Trzyosobowy skład Sądu Najwyższego, rozpoznający kasację, skierował pytanie do składu powiększonego o znaczenie aktu Dudy dla postępowania. Trudno się im dziwić, sytuacja jest zupełnie bezprecedensowa, a skuteczność bądź nieskuteczność aktu prezydenckiej łaski jest kluczowa dla dalszego biegu sprawy. 


31 maja 2017 r. Sąd Najwyższy w uchwale składu siedmioosobowego stwierdził, że prawo łaski może być stosowane przez Prezydenta tylko w stosunku do osób skazanych prawomocnym wyrokiem. Orzeczenie to, choć najzupełniej zdroworozsądkowe, wywołało oczywiście w szeregach PiS i jego wyznawców falę oburzenia - jak zawsze, gdy ktoś ośmiela się podważać partyjne prawdy wiary. Sąd Najwyższy przekroczył swoje kompetencje. Sąd Najwyższy, a jakże, złamał Konstytucję. Ocenianie legalności działania partyjnej władzy jest rzeczą nieakceptowalną w partyjno-mafijnym systemie rządów, jaki panował choćby w PRL i jaki dziś jest odbudowywany przez PiS z zatrważającą skutecznością.


Właściwie całe stanowisko PiS w kwestii prezydenckiego aktu łaski sprowadza się do jednego argumentu: Konstytucja stanowi, że Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski i nie wprowadza dla niego żadnych innych ograniczeń niż to, że prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu (art. 139 Konstytucji). A skoro przepisy nie zakazują, to znaczy, że zezwalają. Rozumowanie PiS jest dokładną odwrotnością obowiązującej w państwie prawa zasady, że organom władzy wolno tylko to, na co im przepisy wprost zezwalają i że ich kompetencji nie wolno domniemywać.


Zupełnie absurdalne są płynące ze strony prorządowej sugestie, że przepis art. 139 Konstytucji jest jasny i nie wymaga interpretacji a Sąd Najwyższy dokonując jego wykładni dopisuje do niego jakieś nowe treści. Przepis ów posługuje się pojęciem "prawa łaski", które to nie jest nigdzie w Konstytucji zdefiniowane. Dokonanie wykładni tego przepisu jest więc zupełnie niezbędne, żeby w ogóle zrozumieć czego on dotyczy i żeby w ogóle mógł on być stosowany w jakikolwiek sposób. Bez odwołania do wiedzy historycznej, tradycji prawnej i wykładni systemowej, nie byłoby wiadomo nawet czym jest "prawo łaski" o którym mowa w powołanym przepisie Konstytucji. Wykładnię taką natomiast przeprowadzają przede wszystkim właśnie sądy w orzecznictwie i to właśnie zrobił Sąd Najwyższy, zakreślając w swej uchwale granice prezydenckiego prawa łaski do czego miał pełne prawo. Twierdzenie, że tych granic nie ma, bo Konstytucja ich nie wprowadza jest zupełnie niepoważne. Równie dobrze można by twierdzić, że prawo łaski czymś zupełnie niezwiązanym z prawem karnym (tylko na przykład uprawnieniem Prezydenta do rozdawania pieniędzy z budżetu państwa) - bo przecież Konstytucja nie stanowi, że jest inaczej. 


Prawo łaski jest uprawnieniem Prezydenta do darowania lub złagodzenia konsekwencji wyroku karnego. Jest to zresztą dość oczywiste i w zasadzie nikt tego nie kwestionuje. Wie to również sam Andrzej Duda, który w 2011 przed kamerami mówił o tym, że ułaskawia się osoby uznane przez sąd za winne. Podobne słowa nadal można przeczytać na stronie internetowej Prezydenta RP: „Akt łaski nie zmienia wyroku sądu i nie podważa winy skazanego”. Nie podlega natomiast dyskusji, że osobą winną jest wyłącznie osoba, której wina została stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu (skazującym lub warunkowo umarzającym postępowanie). Wynika to nader jasno z art. 42 ust. 3 Konstytucji RP, jak i z art. 5 § 1 kodeksu postępowania karnego. Wyrok nieprawomocny nie tylko nie przełamuje domniemania niewinności, ale właściwie do momentu uprawomocnienia się nie rodzi żadnych konsekwencji. Orzeczone w nim kary i środki karne nie podlegają wykonaniu, również orzeczony wobec Kamińskiego zakaz zajmowania stanowisk publicznych nigdy nie zaczął obowiązywać (art. 43 § 2 kodeksu karnego). Dopiero wyrok prawomocny stanowi podstawę wpisania skazania do Krajowego Rejestru Karnego (art. 1 ust. 2 pkt 1 ustawy o Krajowym Rejestrze Karnym). Wyrok skazujący uprawomocnia się wraz z upływem terminu do wniesienia apelacji lub jej oddalenia przed sądem II instancji. Dopiero w takim wypadku można by Mariusza Kamińskiego uznać za skazanego, karanego i winnego i dopiero wówczas Prezydent mógłby konsekwencje tego skazania uchylić w drodze aktu łaski. Dopóki nie nastąpiło prawomocne skazanie, zwyczajnie nie było czego uchylać. Akt łaski wydany wobec osoby skazanej nieprawomocnie jest zwyczajnie bezprzedmiotowy. 


Jeżeli brać na poważnie argument, że Konstytucja nie ogranicza prawa łaski do skazanych prawomocnie, to nie ma żadnego powodu by nie pójść tą samą drogą o krok dalej i stwierdzić, że Prezydent ma prawo do obdarzania swą łaską osób które nie były skazane nawet nieprawomocnie, albo i nawet w ogóle nie były oskarżone i w ogóle nigdy nie miały żadnej styczności z wymiarem sprawiedliwości w żadnej postaci. Tego wszak również Konstytucja Prezydentowi wprost nie zakazuje. Dość zabawne jest natomiast powoływanie się na wprowadzony Konstytucji zakaz stosowania prawa łaski wobec osób skazanych przez Trybunał Stanu i wyciąganie z niego wniosku, że skoro Konstytucja prowadza to jedno ograniczenie, to oznacza, że inne nie istnieją. Rozumowanie to prowadzi jednocześnie do tego, że jego przesłanka - art. 139 zdanie drugie - traci jakiekolwiek znaczenie, ponieważ Prezydent nie może co prawda ułaskawić osoby skazanej przez Trybunał Stanu, ale ponieważ przypisujemy jednocześnie Prezydentowi prawo do ułaskawienia osób nieskazanych w ogóle, to mógłby ułaskawić osoby postawione w stan oskarżenia przed Trybunał Stanu jeszcze przed ich skazaniem, a nawet przed postawieniem w stan oskarżenia. Właściwie nie ma żadnych przeszkód, by Prezydent ułaskawił i samego siebie na przyszłość, tak na wszelki wypadek - wszak tego również Konstytucja mu nie literalnie nie zabrania. 


Uzasadnione są obecnie jak najgorsze przeczucia co do dalszego toku sprawy. Skład Sądu Najwyższego rozpoznający kasację w sprawie Kamińskiego jest związany uchwałą przez skład siedmioosobowy w tej sprawie, zatem można się spodziewać, że uchyli postanowienie o umorzeniu postępowania i nakaże merytoryczne rozpoznanie apelacji. Sędziowie, którym przypadnie nieszczęście merytorycznego rozpoznania tej sprawy - czy to w II instancji, czy w razie uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania, ponownie przez sąd I instancji - znajdą się pod gigantyczną presją. Można być raczej pewnym, że w razie wydania orzeczenia nie po myśli PiS (czyli właściwie dowolnego poza umorzeniem postępowania - bo przecież według PiS sprawa jest już zakończona) padną ofiarami nagonki ze strony partii rządzącej i jej wyznawców oraz gniewu oberprokuratora Ziobry, który postara się ich zniszczyć, tak jak nie od dziś próbuje szkodzić sędziom, wydającym orzeczenia nie po jego myśli. Po nadchodzącym wielkimi krokami przejęciu sądów przez PiS zakończenie kariery niepokornych będzie jeszcze łatwiejsze. Tylko w optymistycznym wariancie groźba ogranicza się do szkód w karierze. Ziobro wszak dał już dowody własnego przekonania, że wydawanie wyroków nie po jego myśli jest równoznaczne z karalnym przekroczeniem uprawnień. Jak to było w przypadku sędzi, która wydała wyrok w sprawie śmierci ojca Ziobry, inny niż by sobie tego życzył oberprokurator. PiS sprowadza Polskę do poziomu republiki bananowej, w której sędziowie wydając orzeczenia muszą liczyć się z oczekiwaniami polityków obawiać się represji w razie wydania wyroku sprzecznego z tymi oczekiwaniami.


Jan Vincent Rostowski, były minister w rządzie Donalda Tuska, grubo się pomylił twierdząc na Tweeterze, że "jeśli PiS odmówi egzekwowania wyroku SN to będzie znaczyło, że zorganizowana grupa przestępcza przejęła państwo". PiS już dawno tę granicę przekroczył, odmawiając uznawania wyroków Trybunału Konstytucyjnego. To samo zapewne zrobi, jeżeli w toku dalszego postępowania zapadnie wobec Kamińskiego prawomocny wyrok skazujący - uzna go za nieważny, nieistniejący, jako rzekomo sprzeczny z prawem, tak samo jak to robił z wyrokami TK i tak samo jak wówczas fałszywie. 


Całej afery można było uniknąć, gdyby Andrzej Duda ze swą łaską poczekał do prawomocnego zakończenia postępowania. Może nie byłaby w ogóle potrzebna, Kamiński mógł przecież jeszcze liczyć na uniewinnienie. Co prawda, oceniając ów akt łaski czysto politycznie, budzi on tak czy inaczej jak najgorsze skojarzenia z mafijnymi układami władzy: Prezydent wykorzystuje swoje uprawnienia, żeby uwolnić od odpowiedzialności karnej swojego partyjnego kolesia i zlikwidować formalną przeszkodę w zajmowaniu przez niego stanowiska w rządzie (nietrudno się domyślić, jakby PiS komentował np. ułaskawienie przez Bronisława Komorowskiego nieprawomocnie skazanej Sawickiej - czy nawet skazanej prawomocnie, gdyby do tego doszło). Gdyby jednak Duda wydał ten akt już po ewentualnym prawomocnym skazaniu, nikt przynajmniej nie mógłby mu zarzuć działania poza prawem.


Empereur
O mnie Empereur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka