Empereur Empereur
223
BLOG

Ofensywa PiS przeciwko sądom

Empereur Empereur Sądownictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

W państwie autorytarnym nie mogą istnieć żadne dziedziny życia publicznego – a w totalitarnym żadne dziedziny życia w ogóle – które nie podlegają kontroli władzy państwowej. Każdy obszar działalności takiego państwa jest podporządkowany nadrzędnemu celowi, jakim jest realizacja politycznych interesów rządzącej elity, czyli najczęściej partii. Dążąc do takiego właśnie stanu, Prawo i Sprawiedliwość już od pierwszych miesięcy swoich rządów zaczęła upartyjniać co tylko się da. Niezależną prokuraturę praktycznie zlikwidowano, czyniąc partyjnego funkcjonariusza bezpośrednim zwierzchnikiem każdego prokuratura w Polsce i dając mu uprawnienia do wydawania zarządzeń w każdym prowadzonym postępowaniu. Media publiczne zawsze są w jakimś stopniu upolitycznione, ale PiS sprowadził je do poziomu propagandy niespotykanego od czasów PRL. Trybunał Konstytucyjny, stojący na drodze PiS w przeprowadzaniu reform, sprzecznych z najwyższym polskim prawem, do którego legalnej zmiany PiS nie dostał społecznego mandatu, był zwalczany, w tym środkami nielegalnymi, a niekiedy wręcz przestępczymi, praktycznie od pierwszych tygodni nowej kadencji Sejmu – aż do zapewnienia w nim władzy ludziom wiernym partii. Trybunał pod panowaniem PiS na razie przestał działać – od czasu przejęcia władzy przez sędzię Przyłębską nie odbyła się ani jedna rozprawa, a cztery terminy wyznaczone na styczeń zostały odwołane.


Przyszła kolej na sądy powszechne. Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przedstawił projekt reformy Krajowej Rady Sądownictwa. Sędziów do KRS mają wybierać nie sędziowie, jak teraz, tylko politycy – Sejm. Ziobro tłumaczy, że celem jest uwolnienie sądownictwa od „kastowości” i władzy „elit sędziowskich” i zapewnienie w KRS "odzwierciedlenia struktury sądownictwa" (obecnie w KRS w ogóle nie zasiadają sędziowie sądów rejonowych, którzy stanowią grubo ponad połowę wszystkich sędziów).


Niekonstytucyjność projektowanej zmiany jest zupełnie oczywista, podobnie jak zupełny fałsz motywów, którymi minister usiłuje ją usprawiedliwiać. Krajowa Rada Sądownictwa jest organem, który zgodnie z Konstytucją stoi na straży niezawisłości sądownictwa, a także, co niezwykle istotne, decyduje o tym, kto zostaje sędzią. Przekazanie Sejmowi władzy nad obsadą KRS jest przekazaniem Sejmowi – czyli większości sejmowej – władzy nad obsadą sądów, co jest rażąco sprzeczne z konstytucyjną zasadą niezależności i odrębności władzy sądowniczej od pozostałych władz. Twierdzenie, że proponowana reforma nie jest upolitycznieniem sądownictwa jest po prostu fałszywe. Posunę się zresztą i do wyrażenia opinii, że u niektórych, czyli przede wszystkim polityków PiS, jego tub propagandowych i sfanatyzowanych zwolenników, jest świadomym kłamstwem – oni po prostu świadomie domagają się politycznego sądownictwa. Wzorce ustrojowe z PRL cieszą się wśród środowisk pisowskich, ironicznie przekonanych o własnym antykomunizmie, niewiarygodną popularnością. Wbrew nędznym pozorom, jakie starają się stwarzać, PiS jest zwyczajnie przeciwny zasadzie trójpodziału władzy i odrębności władzy sądowniczej, a wyznaje zasadę naczelnej roli „demokratycznej” władzy ustawodawczej, jaka była zapisana w Konstytucji PRL. I w imię tego komunistycznego „demokratyzmu”, chcą „demokratyzować” sądownictwo w Polsce.


Zwyczajem bliskich PiS wzorców bolszewickiej propagandy, krytykę tej reformy Ziobro przekreśla jako „obronę przywilejów” - chociaż żadnych „przywilejów” ta reforma w ogóle nie dotyczy. Z upodobaniem rządząca elita podburza panującą wśród jej rewolucyjnie nastawionych wyborców nienawiść do sędziów i sądów, zasłaniając rzekomą „reformą” kolejny etap totalnego zawłaszczania i upartyjniania państwa. Owa niechęć do sędziów jest zresztą tematem na odrębną notkę. Jest to wręcz problem społeczny, wynikający wcale nie z rzeczywistych problemów istniejących w polskim sądownictwie, lecz z reguły z ignorancji i zwyczajnych, absurdalnych uprzedzeń, podburzanych przez populistów i brukowe media. Prawdziwe problemy sądownictwa traktuje co najwyżej jako pretekst do domagania się likwidacji niezawisłych sądów i zastąpienia ich sądami partyjnymi czy innymi trybunałami ludowymi, które zamiast prawem i zasadami sprawiedliwości będą kierować się sprawiedliwością społeczną, ludową czy partyjną – czyli po prostu niesprawiedliwością, mającą poparcie odpowiednio dużego tłumu, albo odpowiednio silnej elity politycznej.


Gdyby rzeczywiście celem reformy było naprawienie czegokolwiek, choćby zwiększenie reprezentatywności KRS i danie reprezentacji w Radzie sędziom sądów rejonowych (zamiast tylko "elitom" sędziowskim), to przecież można tego dokonać bez problemu nie wprowadzając tego rodzaju patologii. Obecna ustawa nakazuje zgromadzeniom sędziów okręgu wybrać ośmiu członków rady – wystarczyłoby dopisać, że wśród nich czterech muszą stanowić sędziowie sądów rejonowych. W przeciwieństwie do projektu Ziobry byłaby to gwarancja, że rzeczywiście tak będzie, bo wbrew fałszywym zapewnieniom ministra jego projekt nie daje absolutnie żadnych gwarancji reprezentatywności. Większość sejmowa, jeżeli jej się tak ubzdura, będzie mogła nawet obsadzić Radę sędziami z jednego sądu. Przewidziane przez projekt rekomendacje stowarzyszeń sędziowskich dla kandydatów do Rady też nie mają zupełnie żadnego znaczenia, ponieważ projekt nie daje im żadnej mocy wiążącej. Kandydatów do Rady będą zgłaszać posłowie, a samorządowi sędziowskiemu łaskawie pozwala się te kandydatury opiniować. Politycy mogę mieć te opinie w głębokim poszanowaniu, podobnie jak teraz mają opinię sędziów na temat projektowanych zmian. "Demokratyzacja" KRS ma polegać na całkowitym odebraniu prawa głosu samym zainteresowanym - czyli sędziom. Ponadto, gdyby autorzy projektu w ogóle myśleli o niezawisłości KRS, to nawet przyjmując „demokratyzujące” rozwiązanie, powinni usunąć przepis zezwalający sędziom na reelekcję do KRS – żeby odsunąć jej członkom motywację do działania niekoniecznie w interesie niezawisłości sądownictwa, za to zgodnego z oczekiwaniami większości parlamentarnej. Tego oczywiście w projekcie nie ma, bo to nie leży w interesie większości parlamentarnej. 


Niektórzy próbują sobie tłumaczyć, chyba tylko żeby samych siebie uspokoić, że przecież do KRS nadal wybierani będą profesjonalni, niezawiśli, apolityczni sędziowie – co za różnica, przez kogo. Ziobro również twierdzi, że zmiany służą „uczciwym sędziom”. Co to znaczy, wg PiS, „uczciwi sędziowie”, już wiemy z tego, jakich niezawisłych i apolitycznych rodzynków PiS wybrał do Trybunału Konstytucyjnego. Na czele z sędzią Przyłębską, która w 2001 roku, starając się o powrót do zawodu otrzymała opinię wytykającą jej rażące błędy w pracy i częstą absencję, a będąc już sędzią TK recytowała z urzędu tezy Jarosława Kaczyńskiego, których niedorzeczność byłby w stanie wytknąć student prawa.


Jest oczywiste, że jak w każdej grupie zawodowej, wśród sędziów są lepsi i gorsi, zarówno pod względem kompetencji jak i moralności. Jakość kompetencji często idzie w parze z jakością standardów moralnych. Mniej kompetentni bywają też bardziej sprzedajni i pozbawieni skrupułów - gdy kariery nie można robić kompetencjami, trzeba inaczej - a do tego ich posłuszeństwo bardzo łatwo wymusić. Tym samym są o wiele wygodniejsi dla polityków. Gdyby przyszło im do głowy się buntować, zawsze będzie można wyciągnąć na wierzch ich niekompetencję i zakończyć ich karierę. Stąd można powątpiewać, czy do KRS wybieranej przez Sejm trafi moralna i profesjonalna elita – czy też raczej najbardziej posłuszni, karierowicze, liczący na łatwy awans zawodowy dzięki poparciu polityków w zamian za realizowanie ich interesów. Na podobnej zasadzie obsadzano sądy i prokuraturę w czasach stalinowskich, gdy stanowiska w wymiarze sprawiedliwości obsadzano ludźmi bez wyższego, a niekiedy nawet bez średniego wykształcenia, po ukończeniu przyspieszonego „kursu prawniczego” w tzw. Duraczówce. Z wdzięczności za taką karierę wiernie kierowali w wykonywaniu zawodu interesem państwa (komunistycznego), a nie żadnym kastowym, samorządu sędziowskiego, nie wspominając już o jakichś burżuazyjnych zasadach sprawiedliwości. Niewątpliwie, przykład skrajny – ale chodzi o mechanizm działania.


Nie ma już sensu, by bawić się, jak niektórzy komentujący, w obłaskawianie tyrana, twierdzeniami, że „owszem, sądy trzeba zreformować, ale nie w ten sposób”. Wiele rzeczy w Polsce trzeba zreformować, ale PiS już dawno przekroczył granicę, po której po prostu nie można już wierzyć w jego dobre intencje. Upolitycznienie sądownictwa nie jest żadnym ryzykiem, czy skutkiem ubocznym tej reformy – ono jest jej celem. Na PiS to się oczywiście nie skończy - zniszczenia, jakie czyni w Polsce, przetrwają długo okres jego rządów. Jakakolwiek opcja przyjdzie rządzić po nim, wątpliwie by się bardzo spieszyła, żeby się takiej władzy zrzekać. 

Empereur
O mnie Empereur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo