Wyborcza zapytuje, czy facet w spódnicy może oddać krew. Trzydziestoletni, heteroseksualny łodzianin, przyszedł oddać krew ubrany w damskie ciuchy. Lekarka wyraziła wątpliwości co do jego zdrowia psychicznego i oznajmiła, że nie może mu pozwolić na oddanie krwi bez konsultacji z psychiatrą.
Tolerancjoniści wrzasną zaraz: dyskryminacja, transofobia, homofobia, katolski ciemnogród, apartheid, faszyzm i Bóg wie co jeszcze. Postępackie oburzenie nie zmieni jednak faktu, że transwestytyzm znajdujemy w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób w kategorii zaburzeń tożsamości płciowej (ICD-10 F64.1). Wątpliwości lekarki co do zdrowia psychicznego dawcy były najwyraźniej uzasadnione.
Oczywiście można też się kłócić, że klasyfikacje chorób obowiązują tylko wtedy, kiedy uwielbione przez tolerancjonistów nietypowe zachowania się z nich wykreśla - oczywiście w wyniku wyzwolenia nauki z kajdan katolskich uprzedzeń - ale można je zupełnie ignorować, gdy w nich pozostają - oczywiście w wyniku dominacji katolskich zabobonów we wszystkich dziedzinach życia.
Można. Do tego by mówić o dyskryminacji, kiedy ktoś nazwie transwestytę osobą chorą psychicznie, nawet trzeba.